Historia interesująca, rzeczywistość dwuwymiarowa - ta "realna", przyziemna i ta obecna w
umysłach nastolatek...Jednak nie wiedzieć czemu gra aktorek, które ogółem prezentują
wysoki poziom, mocno działała na mój układ nerwowy ;). Bardzo irytujące momentami
teatralne gesty i miny sprawiały, że miałam ochotę przerwać udział w tej maskaradzie. Z
drugiej strony myślę sobie, że gdyby ich gra była nico lżejsza, mniej przerysowana, a same
bohaterki ukazane jako mniej egzaltowane, to widz raczej skłaniałby się do interpretowania
postaci jako psychicznie niezrównoważonych li tylko...Sama nie wiem...
Bo tak miało być. Widz nie ma ich polubić, przecież one są samolubnymi potworami.
ooooch! ten post mi przypomniał co tam się wyrabiało w tym filmie:))) chyba podniosę ocenę jeszcze raz...^^
Pomijając teatralność, to aktorstwo jest tutaj zbyt proste. Kate bardzo typowo zagrała pewną siebie i pełną życia, zadziorną prowokatorkę, nie wybijając się zbytnio talentem czy pomysłowością. Pauline ciągle naburmuszona czy wkurzona - co najłatwiej jest zagrać i zwykły Kowalski zrobi to nieźle.
Ich aktorstwo, jak i cały film nie ma charakteru. Możliwe, że sposób kręcenia i montaż są też temu winne. Gdyby dać obraz czarno biały, z mocnie zarysowanym kontrastem, przyciemnionym, to byłoby lepiej :D
Nie odnajduję się w takim stylu.
Teatralne gesty były jak najbardziej na miejscu. Obie dziewczyny tak się właśnie zachowywały - zwłaszcza Juliet. Teatralnie, pełne egzaltacji, nadmiarowości, przesytu emocji. Tak były postrzegane przez świat