Film zyskał dla mnie wartośc po około 3/4 obejżanego obrazu, żeby na koniec ją znowu utracić.
Przede wszystkim prze-epitafiowany koniec, który był dla mnie odpychający. Na początku zaś zbyt
długo trawała idylla głównej bohaterki, której wiadomy rozpad miał nastąpić i jakby tego się
wypatrywało- bo o tym miał być ten film. Andy dla mnie zagrany był super, aktorka grająca Edie zaś
dopiero przy załamaniu zaczęła wykazywać głębię i zaskarbiła sobie moją ciekawość, bo tak do tej
pory wszystko (jej rola i reszta akcji) posuwało się dość schematycznie i stereotypowo. Film niczym
nie zaskakujący, zrobiony grzecznie, ale sam temat relacji między głównymi bohaterami ratuje ten
film.